When I was a small I was asking “What is life, mom?”.
You see life is me and you, this bird, that tree and flower – she was answering to me.
from the song of Dżem “Naive questions”.
Summer came. Connemara has dressed in juicy green and now looks like a land of hobbits. Fragrant, soft, blissful.
The road is a charming tunnel of trees and then waves like a graphite ribbon between thrills.
I stop in the valley, there are Early-purple Orchids smells of freedom. I jump into the grass, sheep bleat at my fingertips.
Above me the mountain. Tufts of sedge under the feet and grey boulders warmed by the sun – have been here for centuries. I counted ten different types of mosses on their bellies. One moss is like a dark brown fur, another has a red-copper hue, it is also silver one which is harsh and look as if frozen in lava.
I jump over the lustrous stream and land on a wet heath. Next I climb on the cliff ledges, grabbing tufted hair grass with my hands.
I glance down, where a little sheep runs to her mother on sphagnum carpets. Her bleating touches my heart. Finally I sit under the sky on the craggy peak.
Lake Corrib and all shades of happiness shine on the horizon.
[ More photos of Connemara below ]

Letnia sukienka Connemary – opowieść i fotografie
Kiedy byłem mały pytałem “Co to życie, mamo?”
Widzisz życie to ja i ty, ten ptak, to drzewo i kwiat – odpowiadała mi
z piosenki Dżem “Naiwne pytania”
Nadeszło lato. Connemara ubrała się w soczystą zieleń i wygląda niczym kraina hobbitów. Pachnąca, miękka, błoga.
Droga jest najpierw magicznym tunelem z drzew a potem faluje jak grafitowa wstążka pomiędzy dreszczami emocji.
Zatrzymuję się w dolinie, dzikie purpurowe storczyki pachną wolnością. Wskakuję w trawę, owce beczą na wyciągniecie ręki. Przede mną wielkie wzgórze. Pod stopami kłębki turzycy, a z boku szare głazy nagrzane słońcem – trwają tu od wieków. Naliczyłam dziesięć rodzajów mchów na ich brzuchach. Jeden mech jest jak ciemno-brązowe futro, inny ma rudo-miedziany odcień, jest też srebrzysty i szorstki, który wygląda jakby zastygł w lawie.
Przeskakuję lśniący strumień i ląduję na mokrym wrzosowisku. Wspinam się na półki klifowe, chwytając rękoma śmiałka daraniowego.
Zerkam w dół, gdzie na dywanie torfowiska mała owieczka biegnie do swojej mamy. Jej beczenie porusza moje serce. Wreszcie siadam pod niebem na urwistym szczycie.
Na horyzoncie błyszczy jezioro Corrib i wszystkie odcienie szczęścia.
Photos by Maciek Doczyk

dziesięć rodzajów mchów mnie powaliło 🙂
LikeLiked by 1 person
Też byłam zadziwiona, jest nawet bordowy i beżowy. 🙂
LikeLike
Uwielbiam mech, mnie też rozwaliło 10 rodzajów 🙂 W ogóle jaki fajny blog, ciesze się, że tu trafiłam.
LikeLiked by 1 person
Dziękuję, Joanno i bardzo się cieszę! Mi również podoba się Twój blog i zamierzam zaglądać do “atramentu” 🙂 Pozdrowienia serdeczne!
LikeLike